sobota, 28 lipca 2007

Praca na etacie - czy jest inny droga?

Niedawno czytając któryś blog, tematycznie związany z rozwojem osobistym (nie pamiętam adresu niestety) trafiłem na inny doskonały blog niejakiego Steve'a Pavlina'y pt. "Rozwój osobisty dla mądrych osób" . Całość jest oczywiście po angielsku. Pomimo tego małego utrudnienia warto czytać jego kolejne posty. Oprócz całej masy świetnych postów jest też ten, który chciałbym krótko skomentować. "10 Reasons you should never get a job" czyli 10 powodów dla których nigdy nie powinieneś podejmować etatowej pracy.
Temat jak by się wydawać mogło bardzo kontrowersyjny, ale lektura postu daje do myślenia. Całość jest pisana jest patrząc z perspektywy warunków panujących w Stanach Zjednoczonych (Steve mieszka obecnie w Las Vegas), ale sądzę większość głoszonych przez niego poglądów można zaadoptować do polskich warunków.
1. Incomes for dummies - można to tłumaczyć jako dochody dla kretynów (lub fikcyjne dochody). Tutaj właśnie Steve piszę o handlowaniu własnym czasem. Pracując na etacie najczęściej mamy ustaloną stawkę godzinową lub stałą pensję, którą reguluje umowa. Wg Pavliny to możliwie najbardziej nieoptymalny sposób zarabiania pieniędzy, ponieważ bez względu na wysiłek jaki włożymy w swoją pracę - wynagrodzenie zostanie takie samo. Oczywiście pracodawcy zrobią wszystko żeby wycisnąć z nas maksimum w czasie obowiązujących godzin pracy. Jego zdaniem najkorzystniejszym byłoby opracowanie i wygenerowanie systemu, rodzaju autopilota, który później sam zarabiałby za nas pieniądze (mowa tu między innymi o sklepach internetowych, serwisach internetowych oraz oczywiście o własnym biznesie). Bezdyskusyjnym wydaje się również fakt, że początkowo wymaga to pewnych inwestychi czasowych i finansowych ale mając świadomość, że wypracowujemy system dla siebie a nie dla kogoś (pracodawcy), jest tym bardziej motywujące.
2. Limited experience (ograniczone doświadczenie) - większość myśli że pracując na etacie zdobywa coraz to większe doświadczenie. Niestety prawda jest taka, że w końcu przychodzi taki czas że utykamy w miejscu. Brak nam motywacji, zaczynamy "klepać" pewne schematy. A praca "przy taśmie" chyba dla nikogo nie jest satysfakcjonująca.
3. Lifelong domestication (Aklimatyzacja przez całe życie) - wg Steva praca na etacie jest swojego rodzaju programem aklimatyzacyjnym. Dla większości z nas nie jest to zbyt komfortowe. "Uczysz się jak być dobrą maskotką". Ludzie nie są przystosowani do życia w klatce, jesteśmy wolnymi istotami.
4. Too many mouths to feed (za dużo ust do wykarmienia) - tu mowa między innymi o podatkach. Ktoś kiedyś powiedział, że jedyne co jest pewne to śmierć i podatki. Każdy z nas musi je płacić, to nieuniknione. Ale spójrzmy jak okrada nas Państwo w chwili kiedy pracujemy na etacie, szczególnie w Polsce, kraju gdzie wszelkie podatki sięgają 40 % wypłaty. 40%!!! pieniądze, które wypracowaliśmy i na dobrą sprawę są nad odbierane i wiadomo że są przeznaczane na wykarmienie innych gęb.
5. Way too risky (Zbyt ryzykowna droga) - Wielu myśli, że skoro pracują na etacie to mogą czuć się bezpieczni, że mają zabezpieczenie socjalne, że mogą spełniać się zawodowo. Heh - wszystko pięknie ale do momentu kiedy przyjdzie boss i powie "You are fired"!. I gdzie to bezpieczeństwo?
Prowadząc własny biznes ponosimy również niemałe ryzyko, ale ewentualne efekty jego prowadzenia mogą być warte jego poniesienia.
6. Having an evil bovine master (posiadanie złego mistrza) - w korporacyjnym światku często słyszymy "Sorry boss". Cóż na świecie jest kilku świetnych managerów i tylko pomarzyć żeby pracować w ich zespołach. Niestety to wyjątkowe przypadki a najczęściej zwykli pracownicy często traktowani są jak służba poddańcza. Sam miałem kiedyś okazję mieć takiego szefa i jestem szczęśliwy, że w porę się opamiętałem i powiedziałem dość - co za ulga.

Niebawem skomentuję resztę.

poniedziałek, 9 lipca 2007

Kusząca perspektywa

Wszyscy wokół uciekają na zachód, w większości na wyspy Anglia i Irlandia. Nie będę pisał o korzyściach lub wadach tego sposobu na poprawienie swojej sytuacji życiowej i co za tym idzie materialnej lecz o moich spostrzeżeniach dotyczących mojego najbliższego otoczenia. Co ciekawe ostatnio wyjeżdżają nawet najtwardsi i najwytrwalsi lokalni patrioci. Koleżanka mieszkająca dwa piętra wyżej, znajomi z którymi kończyłem studia lub pracowałem i ostatnio najbliższa rodzina.
Szczególnie ciekawe są dwa ostatnie wyjazdy. Otóż właśnie jednym z tych lokalnych patriotów jest, wróć - był najstarszy brat mojej narzeczonej, który do niedawna łączył swoje plany z moim rodzinnym miastem Iławą. Około dwóch tygodni temu zadzwonił telefon od innego znajomego z Anglii o mniej więcej takiej treści :"Przyjeżdżaj - robota czeka". Efekt był taki że już drugiego dnia miał zarezerwowany bilet. Pracuje obecnie jako rzeźnik za 8 funtów za godzinę. Za nim poszedł jego kolega i co ciekawe są miejsca dla kolejnych osób, które dość już mają ciągłego marazmu finansowego jaki każdego dnia funduje nam nasza kochana ojczyzna.
Następnie mój brat Michał. Właśnie niedawno ukończył studia w Olsztynie. Studiował anglistykę z informatyką, bardzo ciekawy kierunek. Przez całe studia żył jak większość studentów pracując to w supermarkecie to w innym miejscu ostatecznie znajdując pracę jako operator wózków jezdniowych w jednej z olsztyńskich hurtowni. Tydzień temu obronił pracę dyplomową na 4, po czym spakował się, przyjechał na kilka dni odpocząć do Iławy, pożyczył pieniądze a w najbliższą sobotę ma już rezerwację na lot do Anglii. Biegle zna angielski, ma uprawnienia na wózki widłowe. Do wyjazdu przygotowywał się przez ostatni rok studiów. Jadą w trójkę razem z przyjaciółmi.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że życie w Polsce każdego dnia pisze kilkadziesiąt jak nie kilkaset takich scenariuszy. Wiele z nich jest do siebie podobnych. Co jakiś czas znajomi przyjeżdżają do Iławy na wakacje, święta lub w odwiedziny. Jeszcze nie słyszałem żeby komuś się nie udało. Opinie w zasadzie są takie same: znasz język, jesteś pracowity i w miarę "obrotny" - na pewno sobie poradzisz.
Przyznaję się, że jestem jedną z osób, która żyje w takim właśnie marazmie finansowym. I absolutnie nie mam zamiaru wyładowywać tutaj swoich frustracji, po prostu jestem przekonany, mam prawo do godnego życia oraz zapewnienia jakiegoś bytu mojemu 6 obecnie synkowi i przyszłej żony. Jakby nie liczyć w Iławie zakup mieszkania, nie mówiąc o samochodzie lub choćby coroczna wycieczka pozostaje tylko w sferze marzeń. I tak z miesiąca na miesiąc .....
Zdaję sobie sprawę, że inwestując swój czas i potencjał w "Iławę" być może kiedyś los się odwróci, ale czy starczy mi cierpliwości żeby przetrzymać trudny czas?
Póki co jak to tylko możliwe uczę się angielskiego oraz staram się być dobrym tatą, narzeczonym i pracownikiem oczywiście. Pytanie tylko ile czasu minie do chwili, kiedy postanowię że moje życie wymaga radykalnych zmian - być może również tych "terytorialnych".

niedziela, 1 lipca 2007

English podcasts - złoty środek?

Mając na uwadze, że umiejętność posługiwania się przynajmniej jednym językiem obcym w ówczesnym świecie powinna być traktowana priorytetowo przez każdego człowieka, który poważnie myśli o rozwoju, wziąłem się solidnie za naukę. Od dawna szukałem złotego środka. Motywacja była ale słomiano-zapałowa i nauka szybko się kończyła. Przerobiłem większość możliwych metod od kursów książkowych, po te elektroniczne. Zaznaczam, że mówię o samodzielnej nauce języka. Wracając do tematu - samodzielna nauka języka angielskiego w formie przerabiania kolejnych lekcji w kursach komputerowych jest po prostu koszmarnie nudna, przynajmniej moim zdaniem a na kursy standardowe nie było mnie stać. Przeglądając strony internetowe i czytając blogi których tematyka dotyczyła nauki języków trafiłem na informację o podcastach. Szczególnie ciekawym okazał się post "Odzyskaj utracony czas - audioksiążki przychodzą z pomocą" napisany przez Rafała Lipnickiego na jego blogu Besmart.pl
Wybrałem serwis (osobiście polecam www.englishpod.com) ściągnąłem kilka lekcji i chyba się zaraziłem podcastofobią. Według mnie to doskonała metoda nauczania języka. Poruszane w poszczególnych podcastach tematy nie są nudne bo autorzy po prostu rozmawiają o życiu, komentują wydarzenia, omawiają jakieś tematy przy okazji ucząc języka. Co ciekawe wszystko za free, chyba że ktoś chce pobrać skrypty do poszczególnych lekcji wtedy koszt oscyluje w okolicach kilku dolarów. Serwisów oferujących tego typu usługi jest mnóstwo do wyboru do koloru. Naprawdę polecam wypróbowanie tej metody. Każdego dnia idąc do pracy zakładam słuchawki odpalam moją mega wypasioną mp3 256 mb:) i słucham. Droga do pracy to około 20 minut marszu więc dwukrotnie przesłuchuję każdy podcast. Po jakimś czasie zauważyłem że samo słuchanie może być niewystarczające. Dlatego też jak tylko czas pozwala wracam do przerobionych lekcji biorę coś do pisania i słuchając po raz kolejny notuję sobie key frazes and key vocabulary. Dzięki temu wiedza się utrwala. Jedyne czego mi teraz brakuje to konwersacji. Jako pracownik Informacji Turystycznej w Iławie czasami zdarza się krótka rozmowa po angielsku z turystami, ale najczęściej dotycząca tego samego tematu. Być może uda się powołać jakąś nieformalną grupę, która chciałaby spotykać się np. dwa razy w tygodniu i rozmawiać po angielsku. Choć nie ukrywam że takie zajęcia powinien prowadzić jakiś Native speaker.